Akademia sztuki

13 czerwca 2023 r.

„Żeby być artystą, trzeba to, co się robi, bezwzględnie kochać, lubić.” - Franciszek Maśluszczak

W zbiorach Banku Pekao S.A. można odnaleźć obrazy Franciszka Maśluszczaka. Jego twórczość obejmuje malarstwo, grafikę, rysunek.

Wieloletni wykładowca w Katedrze Malarstwa i Rysunku na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, były członek Rady Artystycznej w Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Komisji Architektoniczno- Artystycznej przy Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Od 1970 r. współpracuje z wydawnictwami i pismami społeczno-kulturalnymi. Franciszek Maśluszczak zilustrował wiele książek dla dzieci i dorosłych, sam zaś został bohaterem opowiadania „Malarnia z o.o.” Hanny Krall . W swoim dorobku ma ponad sto wystaw indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Jego prace znajdują się w wielu zbiorach, m.in. Muzeum Narodowym w Krakowie, Muzeum Narodowym w Szczecinie, Muzeum Pokoju w Tokio, Muzeum im. Chagalla w Witebsku, Muzeum Miejskim w Gandawie, a także wielu kolekcjach prywatnych. Zrealizował cykl fresków Drogi Krzyżowej w kościele pw. Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie w Warszawie oraz polichromię w kapliczce w Borkach koło Wrocławia. Artysta często wspiera swoimi pracami aukcje charytatywne.

Obrazek galerii sztuki

fot. Agata Stopyra

Obrazek galerii sztuki

Franciszek Maśluszczak, "Las w Barlinku" 1996r., akryl, płótno

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „świat dzieciństwa jest światem istotnym i wciąż się do niego odwołujemy”. Chciałabym zapytać o Pana wspomnienia z rodzinnej wsi Kotlice na Zamojszczyźnie.

 

Franciszek Maśluszczak: Świat mojego dzieciństwa przypadł na trudny okres po II wojnie światowej. Jako dziecko dużo obserwowałem – pamiętam kobiety wciąż rozpaczające po stracie dzieci – robiło to na mnie ogromne wrażenie. Początkowo malowałem różne straszne wyobrażenia – w ten sposób odreagowałem przerażenie wywołane atmosferą tamtych czasów – aż w końcu ojciec, który sam bardzo ciężko przeżył wojnę, odwrócił moją uwagę – zainspirował mnie ogrodem pełnym przepięknych kolorowych kwiatów hodowanych przez moją mamę na bogatej zamojskiej ziemi. Pozwalał mi też bawić się ścinkami drewna ze swojego warsztatu stolarskiego – układałem z nich różne konstrukcje. Jednak najbardziej odpowiadała mi natura – wyobraźnia podpowiadała mi, że wśród drzew czają się zjawy, postacie z wierszy Leśmiana…

 

Malował Pan od najmłodszych lat.

 

Franciszek Maśluszczak: Rysowanie, malowanie dawało mi w dzieciństwie możliwość robienia czegoś tylko dla siebie i w samotności. Interesowałem się światem wokoło, ale lubiłem się ukryć gdzieś w kąciku, na strychu i tam malować. Wstydziłem się moich rysunków i obrazów i ukrywałem je starannie. Gdy byłem małym chłopcem, rodzice prenumerowali „Przekrój’, w którym zawsze były reprodukcje obrazów Picassa, Matisse’a i innych twórców – oglądałem je z ogromnym zainteresowaniem. Później wycinałem z „Płomyka” reprodukcje obrazów oraz teksty o artystach – klasykach, m.in. o Tycjanie, Rafaelu, Monecie… i zachowałem je w postaci pamiętnika. Gdy zaczynałem naukę w Liceum Plastycznym w Zamościu, byłem już nieźle przygotowany z historii sztuki. Miałem szczęście do wspaniałych nauczycieli po studiach we Lwowie, w Wilnie, Krakowie i Warszawie.

Zamojszczyzna była wtedy środowiskiem wielokulturowym.


Franciszek Maśluszczak: Tak… i ze zdumieniem się różnym formom tej wielokulturowości przyglądałem. Nie stroniłem już od towarzyskich spotkań i interesowały mnie ludzkie historie. Czasami trzeba było się uważnie przysłuchiwać, aby zrozumieć, o co chodzi, ze względu na różnorodność doświadczeń i odcieni języka. Myślę, że wykorzystuję fragmenty tych opowieści w moim malarstwie – zajmuję się człowiekiem w różnych sytuacjach.


Ks. prof. Jarosław Stoś napisał o Pana sztuce: „Niektórzy widzą w niej wiele barw Chagalla, inni ciepło i prostotę Nikifora, ale jest on chyba przede wszystkim Franciszkiem z Zamojszczyzny, opisującym z prostotą, wnikliwością, wielką życzliwością i z urodą świat ludzkich spraw”. Co sądzi Pan o takich porównaniach?


Franciszek Maśluszczak: Takie porównania mogą się pojawiać i jest to po części prawda, ponieważ zarówno ja, jak i Chagall czy Nikifor nie pracowaliśmy z modelami, lecz tworzyliśmy z wyobraźni. Chagall malował swoje rodzinne miasto Witebsk „z głowy”, gdy mieszkał we Francji. Moje obrazy można obejrzeć w Muzeum im. Chagalla w Witebsku, brałem także udział w plenerze zorganizowanym w tym mieście w związku z twórczością Marca Chagalla.


O okresie studiów powiedział Pan: „Wędrowałem dwoma ścieżkami: drogą wytyczoną przez Akademię i wspaniałych profesorów oraz własną, gdy malowałem dla siebie”.


Franciszek Maśluszczak: Na uczelni ważne są stopnie, nagrody, wyróżnienia. Trzeba podporządkować się programowi uczelni, który obowiązuje. Z jednej strony zależało mi na dobrych stopniach, z drugiej – na moim własnym myśleniu, moich pomysłach. Sztuka jest bardzo różnorodna, a na ASP brakowało mi możliwości eksperymentowania – dominującym tematem była martwa natura. Pod koniec studiów organizowana jest wystawa dyplomowa, podsumowująca – każdy jest wtedy ambitny, każdy marzy o dalszym malowaniu… Ale po pewnym czasie, gdy obrazy wracają do domu, pojawiają się pytania, po co dalej malować, czy to jest komuś potrzebne. Jeśli nie pojawiają się konkretne propozycje, niektórzy absolwenci porzucają pędzel i płótno. To wielka strata, gdyż ten potencjał twórczy to wielki skarb.

Obrazek galerii sztuki

Franciszek Maśluszczak, "Drzewa" 1995r., akryl, tektura

Obrazek galerii sztuki

Franciszek Maśluszczak, "Prześwit w lesie" 1996r., akryl, płótno

Pan już podczas studiów został zauważony i doceniony – najpierw „Ty i ja”, a później „Literatura” zamieszczały Pana rysunki, ilustracje i obrazy.


Franciszek Maśluszczak: Tak, jeszcze w czasie studiów moje rysunki były zamieszczane w prasie wraz z rysunkami Henryka Tomaszewskiego, Romana Cieślewicza, Jonasza Kofty, Andrzeja Dudzińskiego czy Franciszka Starowieyskiego…


Pana ilustracje można odnaleźć w książkach poświęconych twórczości m.in. Wisławy Szymborskiej, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, zaś Pana obraz zdobił pracownię Czesława Miłosza. W poprzednim roku z okazji dwóchsetlecia pierwszego ukazania się „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza powstało nowe wydanie z Pana przepięknymi ilustracjami. Czy poezja zawsze była dla Pana ważna?


Franciszek Maśluszczak: Bardzo lubię poezję, znam bardzo dużo wierszy na pamięć i często do nich powracam. Szczególnie „Ballady i romanse” cały czas mi towarzyszyły. Utwór Adama Mickiewicza przypomina mi nastrój wierszy Leśmiana, poety, który jest mi szczególnie bliski. Leśmian mieszkał i pracował przez pewien czas w Zamościu. Był pierwszym poetą, którym zainteresowałem się jako dziecko. Poezja jest mi szczególnie bliska, ponieważ można w niej odnaleźć swoje własne przemyślenia. Pamiętam, że po śmierci mojego Ojca czytałem wiersz Czesława Miłosza, który poświęcony był jego Ojcu. Ilustrowałem także limeryki Szymborskiej. Poezja mnie wyedukowała i jest dla mnie takim „pałacem kunsztowności słowa”.


Co oznacza dla Pana być artystą?

 

Franciszek Maśluszczak: Żeby być artystą, trzeba to, co się robi, bezwzględnie kochać, lubić. Codziennie rysuję, zapisuję, szkicuję to, co usłyszałem, co ludzie powiedzieli, a także to, co przyfruwa nie wiadomo skąd. Wyobraźnia jest czymś wyjątkowym, inspirację czerpię z otaczającego mnie świata, także ze snów… To wszystko, co tworzy artysta, jest ważne – na różnych etapach twórczości i życia.

Artysta jest często oceniany. Jak Pan odbiera krytykę?


Franciszek Maśluszczak: Interpretacja może być zróżnicowana. Nie jesteśmy w stanie, patrząc na jakiś przedmiot czy kształt, mieć tych samych myśli – i to jest piękne. Dowolność i bogactwo interpretacji są przeogromne. Żadne szkoły tego do końca nie nauczą, każdy interpretuje inaczej… Wpływ mają na pewno wykształcenie, wychowanie, a nawet dobry smak. Oceny odbiorców mogą być wręcz pouczające – nie lekceważę ich nigdy. To jest dla mnie bardzo ważne.

 

W zbiorze Banku Pekao S.A. znajdują się Pana obrazy „Las w Barlinku” z 1996 r., „Drzewa” z 1995 r., „Park w Maciejewie” z 1995 r., „Prześwit w lesie” z 1996 r. Na wszystkich obrazach nawiązuje Pan do tematyki przyrody, drzew. Skąd taki wybór?


Franciszek Maśluszczak: Drzewo jest bardzo ważnym obiektem do malowania i rysowania ze względu na swoją niesamowitą fakturę. Szumiące na wietrze liście komponują własną melodię, wokół wielu drzew fruwają owady, tworząc wielobarwne obłoki, ptaki dodają drzewom uroku, traktując je jako schronienie… Zacząłem malować drzewa w czasie podróży po Szkocji, a w następnym roku po Irlandii, gdzie jest zupełnie fantastyczna zieleń. Pamiętam też malowanie wspaniałej leszczyny koło leśniczówki w okolicy Płocka. Malowałem drzewa w różnych miejscach – traktuję te obrazy często jako rodzaj wspomnień, pocztówek. Gdy malarze przedstawiają raj – zawsze są tam drzewa i kwiaty.


Inspiruje Pana natura.


Franciszek Maśluszczak: Obserwuję świat, zachwycam się wszystkim, doceniam jego fantastyczną różnorodność. Gdy zauważę piękny liść, piękny kwiat – próbuję to narysować. Kształty, kolory – to wszystko jest piękne. Zapisuję sobie rzeczywistość, próbuję odkryć różne tajemnice, zastanawiam się nad sensem i bezsensem – i maluję.

 

Rozmowę przeprowadziła Agata Stopyra.